Rozmowa z Sercem

Fethullah Gülen

Istnieje wiele ukrytych ścieżek łączących wszystkie nasze serca. Gdy każda osoba kontynuuje swoją życiową podróż, w zaskakujących momentach doświadczy solidarności z innymi grupami lub ludźmi, bądź to celowo czy nieumyślnie. Z racji tego, że ludzie poszukują ostatecznej prawdy, istnieje wiele różnych stopni, mostów i objazdów, po których należy pokonać, aby iść naprzód i osiągnąć ostateczny cel. Ludzie o dobrym charakterze i dusze oddane uniwersalnym wartościom, bezkonfliktowo zmierzają ku sklepieniu własnych prawd. Rzadko napotykają przeszkody w swoich podróżach. W ich świecie różne kolory skóry, różne kształty i rozmiary, różne kultury, różne idee i różne opinie są tylko powierzchowne. W głębi ich dusz zawsze jest ciche koleżeństwo, zrównoważony dynamizm, poetycki ruch, a te oddane dusze pokazują godny pozazdroszczenia przykład spoczynku i spokoju.

Od lat staramy się osiągnąć ten ogrom w naszych duszach. Zawsze chcieliśmy rozpoznawać i akceptować ludzi – nie z powodu złego usposobienia, które przejawiają z pewnych zewnętrznych powodów, ale z powodu duchowego ogromu ich światów wewnętrznych, ich cichego ducha, ich energetycznej harmonii i ich ciągłej otwartości na samoreformację. I nie mogliśmy myśleć inaczej. Takiej akceptacji wymagają nadrzędne nakazy wiary, świadectwo jej powszechności. Rzeczywiście, chociaż zawsze staraliśmy się całkowicie przyjąć naszą własną wiarę, uważaliśmy również inne myśli religijne i idee filozoficzne za naturalną część naszego życia. Zawsze szukaliśmy koegzystencji. Naszym hasłem zawsze było „akceptuj wszystkich za to, kim są i okazuj szacunek”. I zawsze staraliśmy się być wierni tej zasadzie i nigdy nikogo nie potępialiśmy ani nie znęcaliśmy się z powodu różnic w wierze, kolorze skóry lub poglądach.  

Chociaż doświadczyliśmy różnego rodzaju nadużyć, zniewagi i poniżenia, nigdy nie odpowiedzieliśmy. Nigdy nie odpowiedzieliśmy, mimo że mieliśmy wiele uzasadnionych powodów, aby to zrobić. Znosiliśmy różne formy nadużyć i upokorzeń, ale odwet w naturze uważaliśmy za okrutną zasadę. Zawsze uważaliśmy, że krzywdy mamy cierpliwie znosić, a urazy chętnie darować. Mając nadzieję na wyrażenie tych emocji bez powodowania wątpliwości czy zamieszania, nawet pokornie pochyliliśmy głowy i położyliśmy je na ziemi, mając nadzieję, że posłużą jako odskocznie na ścieżkach tych, o których myśleliśmy, że mają dobre intencje. Takie zachowanie na rzecz tolerancji jest formą pokory i uległości; i zachowując się w ten sposób, jeśli nieświadomie obraziliśmy naszą wiarę w jakikolwiek sposób i zgrzeszyliśmy, niech Bóg nam wybaczy! Nieustannie wołaliśmy: „Szacunek dla całej ludzkości”. Staraliśmy się żyć jak cienie, aby nie być przeszkodami. Nigdy nie spodziewaliśmy się niczego od tych, których przyjęliśmy ze zrozumieniem, których idee witaliśmy z szacunkiem. Wszystko, o co prosiliśmy, to wzajemny szacunek; tyle byśmy oczekiwali po prostu z racji tego, że oni też są ludźmi.

Rzeczywiście, nigdy nikogo nie wyróżniliśmy. Gdy nasze serca biją miłością do całej ludzkości, nigdy nie żądaliśmy niczego w zamian za naszą współczującą opiekę. Gdybyśmy wysunęli takie żądania, kontynuowanie naszych szerokich i szczerych relacji ze wszystkimi narodami świata byłoby niemożliwe; więzi oparte na oczekiwaniach nigdy nie przetrwają. Ale chcemy, aby nasze relacje z innymi trwały wiecznie, dlatego zdecydowaliśmy się nawiązać te relacje z przekonaniem, że każdy człowiek jest przykładem boskiej sztuki.

Przeżyliśmy odpowiednio nasze życie, ofiarowując wszystkim naszą miłość i szacunek (być może posunęliśmy się za daleko w okazywaniu naszej miłości, a niektórzy pomylili naszą życzliwość z wrogimi intencjami). Przy każdej okazji okazywaliśmy życzliwość i nasze człowieczeństwo. Nie dyskryminowaliśmy nikogo na podstawie „wartości”; staraliśmy się żyć ponad te miary. Czekaliśmy na sprzyjający moment, kiedy oko rozsądku zbierze się i zintegruje ze zdrowym osądem. Wierzę, że jako ludzie mamy prawo do tego podstawowego oczekiwania. Mniejsze oczekiwania byłyby brakiem szacunku dla czcigodnej istoty ludzkiej, której potencjał przekracza potencjał aniołów.

Rzeczywiście, przez wiele lat, otwierając nasze źródła najgłębszej miłości, często byliśmy przytłoczeni nadzieją, że nasze ziarna miłości, pokoju i solidarności zasieją w krajach nienawiści, wrogości, gniewu i spisku. I wielu z tych w naszym społeczeństwie, którzy podzielają ten sen, odpowiedziało pozytywnie z serca:

Wydaj dźwięk, mój odważny, czy mnie nie słyszysz?

Od lat stoję z Tobą w mojej wyobraźni.

Żyję z nadzieją, że wstaniesz i przyjdziesz…

Moje serce, jaśniejące nadzieją, czeka na Ciebie.

Czasami lata po niebie; innym razem czołga się po ziemi…

Wszędzie w gruzach, festiwal dla sów.

Mosty padły jeden po drugim, a na drogach nie ma podróżnych.

Nikt się już nie zatrzymuje, fontanny wyschły…

Powstań i przyjdź jak we śnie!

Pewnego ranka na białym koniu,

Patrzę na Ciebie w moim duchu z zamkniętymi oczami.

Powstań i przyjdź jak we śnie!

Ogarnięte magią tego wspaniałego ideału miliony zaczęły wypowiadać słowa miłości. Choć początkowo ta miłość była tylko strużką, z czasem przekształciła się w kaskadę. Teraz jest dla wszystkich symbolem przebudzenia.

To kolejny wymiar Boga manifestującego swoją wielkość. Niekiedy, pozwalając najsłabszym na dokonywanie wielkich osiągnięć, Bóg pokazuje, że przyczyny pośrednie nie mają realnie znaczącej wartości i na wiele różnych sposobów przypomina nam o swojej wzniosłości. To, przez co przeżyliśmy, miało podobny charakter. To było tak, jakby Jedyny o Wiecznej Mocy otworzył bramy do serc innych dla zwykłych, prostych osób takich jak my, praktycznie obdarzając nas, abyśmy stali się Salomonem z jego ogromnym królestwem miłości; a nawet jeśli było to tylko tymczasowe, złe duchy urazy, wrogości i konfliktu były tak zszokowane, że popadły w majaczenie swoimi złymi pragnieniami.

Potem nadszedł czas, by przemówili bohaterowie tolerancji. W ich rękach Ziemia zamieniła się w czyste złoto; węgiel zamienił się w diamenty, a trucizna w sorbet. Chociaż byli usatysfakcjonowani chęcią społeczeństwa do odzyskania swojej prawdziwej natury, społeczeństwo cieszyło się również z odkrycia własnej duchowej głębi i istoty. Rzeczywiście, dobroć połączyła się z łaską, a dusze, zmęczone latami rozlewu krwi, łez i ropiejącego zła, radowały się swoim szczęściem. W końcu wszyscy usiedli pod otwartym niebem śpiewając piosenki o miłości. Wszędzie światło przytłaczało ciemność, a ryki wrogości zostały zastąpione pocieszającymi balladami o miłości i braterstwie. Zemsta i uraza leniwie czekały na swój los, a wrogość i uraza powoli malały i znikały.

Byliśmy zachwyceni i oczekiwaliśmy, że ci, którzy byli świadomi swojego człowieczeństwa, ozdobią swoje dusze piórami ze skrzydeł Gabriela, dotrą do niebios odwiedzanych przez aniołów i podniosą nowy głos złożony z boskości. Nowy głos, który nie pozwoli na jęki konfliktu, kłamstwa, oszczerstwa i zniesławienia.

Rozczarowujące jest jednak to, że marginalna, ale nieugięta grupa, kierowana wrogością, agresją, anarchizmem i oszczerstwami, grupa, której siła i niezwykła skuteczność tkwi w jej destrukcyjności i wojowniczości, powstrzymywała to przebudzenie jak diabły. Próbowali zablokować ten postęp, wymuszając niektórych ludzi, którzy byli zdezorientowani i niezdecydowani. Atakowali myśl religijną i zniesławiali ludzi religijnych. Wszystkich oznaczyli ideologią; dla nich niektórzy ludzie byli „religijnymi” – cokolwiek to znaczy – podczas gdy inni byli członkami sekty, siejąc w ten sposób lęk przed fundamentalizmem, wzniecali płomienie niezgody.

Tyrani mają ucisk po swojej stronie,

ale niewinni mają Boga na swoim.

Prześladowanie ludzi może być dziś łatwe,

ale jutro na pewno staną przed Bogiem.

Milczeliśmy; milczenie jest sposobem, w jaki odpowiadamy. Odwet w naturze to tyrańska zasada w naszym rozumieniu. Nie walczymy fizycznie, ani nie odpowiadamy na ich przekleństwa. Działanie bez siły przeciwko tym, którzy używają siły i milczenie wobec tych, którzy dopuszczają się nadużyć: takie są wymagania przymierza między nami a naszymi sumieniami. Bóg nigdy nie stworzył nas z zębami do gryzienia, ani nie stworzył nas z pazurami, by niszczyć innych. Każda osoba działa zgodnie ze swoim charakterem, a brutalne zachowanie uważamy za brak szacunku dla nas samych. W ten sposób połknęliśmy nasze słowa, kiedy mogliśmy wypowiedzieć się na głos.

Podczas gdy inni ujawnili ciemność w swoich duszach, my mamy okazję chwalić Bożą łaskę dla nas. Nie będziemy przyćmiewać naszego czasu w tym przemijającym świecie, szkodząc innym, wypowiadając złe słowa lub raniąc cudze uczucia; w duchu poety Junusa będziemy wzywać wszystkich do wzajemnej miłości.

Czyniąc to, pozostaniemy wierni tym słowom, które napisał Bediuzzaman: „Wybaczam wszystkie krzywdy, tortury i nieszczęścia, które musiałem znosić przez tyle lat. Nie zasmakowałem nic w przyjemnościach tego świata przez całe moje życie (zył ponad osiemdziesiąt lat). Moje życie upłynęło na polach bitew, w więzieniach lub innych miejscach cierpienia. Miesiącami przebywałem w jednostkach segregacji dyscyplinarnej. Traktowali mnie w trybunałach wojennych jak dzikusa. Ale ja przebaczam wszystkim, którzy prześladowali mnie, którzy wypędzali mnie z jednego miasta do drugiego, którzy próbowali mnie uwięzić z wieloma zarzutami, i tym, którzy rezerwują dla mnie miejsce w lochach”.

Rzeczywiście, przysięgam, że jako wierzący będę dzielić te emocje. Przysięgam, że nie będę się na nikogo zdenerwować ani od nich oderwać. Przysięgam, że śmierć przyjmę z przyjemnością. Przysięgam, że przyjmę cierpienie jako prezent od Boga. I na koniec, nie mam uprawnień do wypowiadania się w imieniu Boskiego prawa, ale w odniesieniu do moich naruszonych praw osobistych przysięgam, że nie będę ich od nikogo żądał w Dniu Sądu Ostatecznego.

Ten artykuł został opublikowany w magazyne „Fountain” (wydanie 114, listopad – grudzień 2016) [w:] https://www.fountainmagazine.com/Issue/detail/let-us-speak-with-our-hearts-we-said)

Utworzono dnia: 24 stycznia 2017 r.

20/06/2022